Statystyki

  • Odwiedziło nas: 1116600
  • Do końca roku: 22 dni
  • Do wakacji: 195 dni

"Kopciuch"

"Kopciuch z Goduli"

 

Narrator:

Nie tak downo w Dzienniku Zachodnim napisali tako historia:

 

Na Goduli mieszkała ze swoim ojcem frelka, co ij godali Cila. Matka ij zmarła downo temu.

Keregoś dnia ojciec poznoł se kobita, kero miała dwie cery. Zwały się one Hilda i Brunhilda.

One zawsze się wadziły...

 

Hilda:

Kaj je moje zdżadło? Zaś żeś mi je zabrała!? Jak jo mom się teroz fajno fryzura zrobić?

Brunhilda:

A kaj żeś dała ostatnio moje galoty, te zielone, co mają tako fajno szlajfka z przodku?

Hilda:

 Jo niy mom Twoich galot! Po co mi one?! I tak bych się w nie niy wcisła.

Narrator:

I tak żyli wszyscy w jednej chałpie we pięciu. Macocha warzyła obiady, cery łaziły do szkoły a ojciec kożdy dzień jeździł na swoim mopliku do roboty i fedrowoł na grubie.

Niestety, pewnego dnia okazało się, że na grubie niy ma już co fedrować i ja zawarli.

Ojciec musioł jechać za robotą do Anglii i w kożdy miesiąc posyłoł rodzinie pieniądze.

W tym czasie macocha fest się zmieniła- zrobiła się z nij wredno heksa, keryj się warzyć juz niy chciało ani sprzątać. A za przysłane przez ojca funty durch jeździła do fryzjera i na zakupy do Plazy.

Macocha:

Jako jo jest tera bogato! Moga się kiecek tyla nakupować, że wszystkie sąsiadki będą mi zazdrościły. I auto se kupia! Ja! Kupia se takie fajne, niemieckie.

Narrator:

Wszystkie obowiązki domowe przejęła Cila.

Macocha przyszła do Cili i ij pado:

Macocha:

Biera swoje dziołchy i jadymy naszym nowym Volgswagenem do Plazy, a Ty w tym czasie mosz wybielić wszystkie ściany, kafelki wyglancować i panele położyć. A na koniec, żebyś się niy nudziła umyj okna, te na strychu tyż!

Narrator:

Cila była roboty nauczono od bajtla, to od razu wzienła się za pucowanie kafelek. Uwarzyła obiod, wybiglowała macosze kiecki.

Ojciec często pisoł listy do swoij ukochanej cery, pytoł jak ij się wiedzie, czy łazi do szkoły i czy macocha ze siostrami są do nij dobre. A że Cila kochała swojego ojca nojbardzij naświecie i niy chciała go zasmucać pisała do niego trocha cyganiąc, a on czytoł te listy ze łzami w oczach:

LIST (ojciec czyta na głos):

"Kochany ojcze, dobrze mi sam z macochą, Hildą i Brunhildą. Som my jak nojlepsze przijacółki. Razem łażymy co niedziela do kościoła i na szpacyry,a jak jest fajno pogoda to idymy se piechty do Plazy na ciastka. Ostatnio byli my w Tychach we sztolni. Teroz, jak jest półrocze, to pomagom Brunhildzie przi nauce, żeby ij matura dobrze poszła. A Hilda i jo razem łażymy na studia- dzięki pieniążkom, kere nom przysyłosz. Niy martw się o nos i dej pozór na siebie. Pamiętej, że przaja Ci z cołkiego serca i bardzo za Tobą tęsknia. I coś czuja, że niydłudo już się zoboczymy. I bydzie tak dobrze, że niy bydziesz musioł już robić w tyj Anglii.

Twoja kochano cera Cila"

(Ojciec znika za sceną)

 

 

 

Narrator:

Pewnego dnia Hilda na Facebooku obejrzała, że do Rudy mo przyjechać Książę Monako- szwarny Armando.

Przileciała do wielkij izby i ryczy:

Hilda:

Te! Brunhilda, słuchej ino! Jakie mom wieści!

Brunhilda:

Godej, godej! Ale gibko, bo mie się zaroz mój serial zaczyno.

Hilda:

Za dwa tydnie, w sobota, bydzie wielko impreza w Plazie! Mo przyjechać tyn fajny Książę Armando, co o nim tyla w gazetach piszą.

Brunhilda:

Nie fandzol gupot! Po co on by mioł aż do Rudy przyjeżdżać, przeca oni tam mają kupa swojego węgla.

Hilda:

Godom Ci, że przijedzie, to przijedzie! Napisane jest, że sie chce sam przijechać, żeby sie żona znoleź. Podobno tam w tym Monako baby niy gotują tak dobrze jak u nos, i niy są takie gryfne.

Brunhilda:

I mają racja, nikaj niy znajdą takij dziołszki jak jo, co mo takie ślepia śliczne. To jo musza gibko dzwonić i sie już tipsy zamówić!

Hilda:

To weź mie tyż zamów, a jo zadzwonia do fryzjera, żeby sie już kolejka w piątek przed jego przyjazdem zaklepać, bo jak reszta dziołszek się dowie, że szwarny Książę Armando przijedzie, to już bydzie po ptokach.

Macocha:

Cila, Ty mosz dachówki wymienić na dachu, sufit pomalować. Bo jak Książę bydzie chcioł do nos przijść z wizytą i obejrzy te żółte plamy po ostatnij ulewie na naszyj gipsdece, to wstyd bydzie na cołko Ruda! I zaś Kowolikowo bydzie miała temat do plotkowanio.

Cila:

To może jo od razu firany zmienia, bo tyla sadzy naleciało już z tyj huty.

Macocha:

No widzisz jako żeś jest mądro, mosz racja, weź też te gardiny i wciep je do pralki.

Narrator:

Macocha i jej cery szykowały się przez całe dwa tydnie. Hilda robiła se maseczki upiękniające, Brunhilda durch sprawdzała nowe fryzury, żeby sie wybrać ta jedno, do nij idealno. A macocha szukała w szafach jakichś klajdów co by Hilda i Brunhilda w nich się pięknie prezentowały. Niestety, nic niy mogła fajnego znoleź w tej szafie.

Macocha:

Hilduś! Brunciu! Moje kochane, jadymy gibko jeszcze po kiecki do Wos, bo niy możecie iś w tym co mocie we szranku, to już wszystko downo z mody wyszło.

Narrator:

Poleciały we trzy na przystanek, wsiadły do 9ki i pojechały do Plazy po sukienki. Cila w tym czasie w przerwach od roboty oglądała te śliczne sukienki, które niy wiedzieć czemu niy podobały się już ij przyrodnim siostrom. Takie miały koronki fajne, cekiny. Jedna się błyszczała, a drugo była z takimi pięknymi haftowanymi wzorami.

Cila:

Eh, jak jo bych tyż chciała tam jechać... Bych obejrzała ta sala, te wszystkie frelki w swoich balowych klajdach... I tego Księcia... Podobno szwarny jest, jak żodyn inny synek.

Narrator:

W końcu prziszoł już tyn wyczekiwany przez wszystkie dziołszki we Rudzie dzień- sobota!

Hilda i Brunhilda szykowały się już od rana przed żdżadłem, macocha lotała wokół nich jak pszczoła przy robocie i tam im kiecki poprowiała, tam zaś sprawdzała, czy szczewiki mają czyste, czy paznokcie wyczyszczone i czy kajś na policzku sie keryjś sadza nie rozmazała. Cila tak stoi i patrzy tako rozmarzono... Podlazła do macochy i pyto:

Cila:

Moga sie z Wami zabrać tą limuzyną, coście sie zamówiły na dzisioj? Obiecuja, niy pomarasza fartuchem. Obleka się w ta swoja niedzielno sukienka, ona jest czysto.

Macocha:

Ty nikaj niy jedziesz! Musisz jeszcze cołko podłoga wypucować, zokel wymyć! I tyn mak wreszcie przesioć, żeby tyn popiół wreszcie wywalić. Potem tyn mak wrazić do tytek, tam są, w byfyju schowane.

Narrator:

Macocha, Hilda i Brunhilda pojechały na bal, a biedno Cila poszła na ogródek, siedła sie na ławeczce przy chlywiku i beczała.

Naroz! Jak nie trzasło! Jak nie zaświeciło! Jak nie tompło, choby na grubie! Naprzeciwko Cili pojawiła się piękno wróżka. Miała na sobie różowo kiecka z falbanami, blond wela i różdżka w ręce. A brokat sypoł się się dookoła z ij weli.

Wróżka:

Czemu Ty beczysz Cila? Tako młodo dziołszka, bydziesz zmarszczki miała, obejrzysz. Dzisiej sobota, idź się kajś potańcować.

Cila:

Właśnie niy moga... A chciałabych... Ale musza chałpa wysprzątać, macocha mi kozała... A jo już niy mom siły, plecy mie bolą, w krzyżu mie coś strzelo...

Wróżka:

Mosz tukej taki pas, on jest zaczarowany! Pomoże Ci na tyn ból kręgosłupa. Prosto z Mango TV żech Ci prziniosła, w promocyjnej cenie był.

Cila:

 Ja, ale jo niy mom się w co oblec. Przeca niy pójda w tym fartuchu matko chrzestno.

Narrator:

Wróżka poszkrobała się po głowie, pomyślała. Wzięła staro deka ze szeslongu, ciepła ij na pukel i wyśpiewała zaklęcie:

(Tu będzie piosenka/ zaklęcie z płyty CD- tekst:

 

I Czary mary, czary mary, czary mary- Buuu!

I hokus pokus, hokus pokus, hokus pokus- Buuuu!

Abra kadabra- Ksz, ksz, ksz

Abra kadabra- Ksz, ksz, ksz,

I hokus pokus- Bu!

Abra kadabra- Ksz, ksz, ksz

Abra kadabra- Ksz, ksz, ksz,

I hokus pokus- Bu)

 

Narrator:

Staro deka zamieniła się w piękną suknię, a na metce był napis "Bruno Winogroni".

Cila:

Dziękuja Ci matko chrzestno kochano! Taki śliczny klajd! Nawet we Camaieu, Mohito, czy Orsay'u we Plazie takij niy ma!

Wróżka:

No, to leć już na tyn bal, bo pewnie wszyscy już tam są.

Cila:

No ja matko chrzestno, ino kaj na Wirek! Jo już niy zdąża. Bana z Goduli pojedzie ze pół godziny, do tego przesiadek zaś pełno, bo tory remontują na Frynie. A wleza kajś do ciaplyty po drodze i cołki klajd uszmodrom. O szcewikach niy wspomna.

 

Narrator:

Wróżka rozejrzała się dookoła i pedziała:

Wróżka:

Tam pod płotem w krzokach jest stare koło, przinieś mi je sam. Coś poczarujemy i bydzie fajno kareca z niego, abo coś jeszcze inkszego, fajniejszego.

Narrator:

Cila postawiła koło przed wróżką, a ta zaś poczarowała, tak, jak przi tej dece staryj.

(Tu będzie piosenka/ zaklęcie z płyty CD- tekst:

 

I Czary mary, czary mary, czary mary- Buuu!

I hokus pokus, hokus pokus, hokus pokus- Buuuu!

Abra kadabra- Ksz, ksz, ksz

Abra kadabra- Ksz, ksz, ksz,

I hokus pokus- Bu!

Abra kadabra- Ksz, ksz, ksz

Abra kadabra- Ksz, ksz, ksz,

I hokus pokus- Bu!)

 

Narrator:

Stare koło zamieniło się w czerwone Ferrari Testarossa. Cila uradowano uściskała wróżka i dała ij kusiola w policzek z radości. Podciągnęła kieca i wszkoczyła gibko do auta. Wróżka ryknęła ij jeszcze, że musi być w doma przed północą, bo wtedy czary skończą dzaiłać, ale Cila już tego niy usłyszała, wiatr wioł fest i ino pomachała wróżce przez szyberdach i zniknęła jadąc w strona Wirku.

Po chwili Cila była już pod Plazą. Wiela aut było na parkingu! Ledwo znodła miejsce, żeby swoje Ferrari postawić. Już z placu słychać było muzyka.

Cila wlazła nieśmiało do środka. Tyla świateł, tako muzyka, czerwony dywan. Taki bal to ij się nawet niy śnił.

Cila chciała przeciś się do przodku, żeby lepij widzieć wszystko. I żeby szwarmego Księcia Armanda sie obejrzeć.

Jak stanęła na czerwonym dywanie wszyscy naroz stanęli jak słupy i gapcyli sie na nia, jakby ich pieron trzasnął! Nigdy wcześnij niy widzieli tak ślicznej frelki! Miała śliczno sukienka, choby księżniczka, wela jak królowa, do tego ta biżuteria! A jakby tego było mało lica miała takie śliczne, że kożdy synek durch sie za nią oglądoł.

Zauważył ją też szwarny Książę Armando. Zastanawioł się czamu ij wcześnij niy widzioł. Trocha był nieśmiały, bo za bajtla się jąkoł i boł się, że jak do nij podlezie to mu się to wróci. Ale zrobioł głęboki wdech, zamknął ślepia i podloz. Otwarł oczy i pado do nij:

Armando:

Kaj żeś się ukrywała, piękno księżniczko? Prawie cołki bal żech Cię nie widzioł. Dopiero terozki, jak jest już trzy ćwierci na dwunasto i niedługo koniec balu.

Cila:

Chciała żech mieć wejście jak te księżniczki z Disney'a. No i sie udało. Poza tym matka mi zawsze godał: "jak sie już wybieresz jakiegoś szwarnego chłopca, to niech czeko, jak poczeko, to bydzie bardzij kochoł." Kochosz mie już?

Armando:

Ja, kochom Cię! Przaja Ci cołkim swoim sercem! Żeś jest nojpiękniejszą frelką na tej sali. Co jo godom- w całyj Rudzie Śląskiej! Żech był w tylu krajach, oj, jakie jo landy już objeździł, żeby żona znoleźć. A tyś tu była. Cołki czos. Czymu jo niy przijechoł od razu do Rudy?

Narrator:

I tak tańcowali, i tańcowali. Tak się w siebie ślepiami wpatrywali, że cołki świat do nich niy istnioł. Zazdrosne dziołszki ino łaziły dookoła nich i sie nerwowały. Wśród nich była tyż Hilda ze siostrą Brunhildą.

 

Hilda:

Te, patrz ino, jako ona mo wela niy fajno, i takie ślepia kaprawe.

Brunhilda:

A widziałaś ij szwaje, chyba numer 45! Jak Yeti, albo Wielko stopa! Hilda, co oni tak tańcują durch ino ze sobą, przeca my tyż tu są, tyż chcemy ze szwarnym Armandem potańcować. Weź coś zrób!

Hilda:

A co jo mom zrobić? Czekej, spróbuja się pokręcić wokół nich. Jak mie obejrzy, to od razu odstawi ja w kąt!

Narrator:

Hilda tańcowała wokół Cili i szwarnego Armanda. Jakie ona piruety kręciła, wygibasy! Byle ino zwrócić na siebie uwaga szwarnego Księcia. Na nic to się jednak niy zdało. Aż nagle zygor zaczął wybijać dwunasto! Cila poczuła, że z ij klajdem robi się coś dziwnego. Zaczął się robić cięższy, choby staro deka. Przipomniała sobie, że jak jechała na bal, to coś ij wróżka jeszcze ryczała, że o północy mo być w doma. Skapła się, że to chyba czary się kończą. Puściła ręce szwarnego Armanda i poleciała gibko w strona wyjścia z Plazy. Szwarny Armando niy wiedzioł, o co ij łazi? Czamu tak ucieko? Polecioł za nią, ale niestety ij niy dogonił... Przy wyjściu znoloz ino ij szczewik.

Cila zanim doleciała do swojego Ferrari niy miała już na sobie ślicznego klaju, ino staro deka. A zamiast Ferrari stało stare koło, na którym nie dała rady jechać, bo miało pana i musiała ciś do dom piechty. A Godula daleko... Musiała ciś gibko, żeby zdążyć, zanim wrócą ij siostry z macochą. Na szczęście zdążyła. Położyła się na szeslongu i se tak marzyła:

Cila:

Eh... Jak to by było fajnie być taką księżniczką i na bale łazić... Mieć tyla sukienek...

Narrator:

W tym czasie do chałpy wlazła zmierzło Hilda, Brunhilda i macocha.

Macocha:

Niy martwcie się, jo jest pewno, że to Wos wybiere za żona.

Hilda:

Niy może wybrać nos obu, musi wybrać jedna.

Brunhilda:

I wybiere mie! Obejrzysz! Na mie patrzoł durch na balu, zanim przilazła ta szpetno dziołszka, co wyglądała, choby się z Katowic urwała. Ze mną godoł przi stole!

Hilda:

Co Ty godosz?! Patrzył na Ciebie, bo żeś się uszmodrała na gębie, jak żeś bigos jadła, a przi stole pytoł, czy możesz mu podać widelec, bo niy chcioł wuszta jeść rękami- słyszałach! Bo żech durch za nim łaziła!

Narrator:

I jak zwykle obie zaczeły się wadzić lotając dookoła izby.

Macocha:

A Ty Cila, zamalowałaś te fleki na suficie?

Cila:

Ja, zamalowałach, tyn mak tyż żech przesioła. Jest już w byfyju, wsuła żech je do tytków.

Macocha:

To fajnie. Bo szwarny Książę Armando pedzioł na koniec balu, że bydzie łaził po wszystkich chałpach i familokach w poszukiwaniu tej dziołszki, co z nim tańcowała na koniec balu.

Cila:

Jakij dziołszki?

Macocha:

Prziszła tako jedna, chwila przed końcem. Złapała biednego Księcia za ręce i puścić niy chciała. Borok niy mógł tańcować z innymi frelkami. A widać było, że mu się moje Hilduś i Bruncia spodobały.

Cila:

Ja? I po co on ja bydzie szukoł?

Macocha:

Niy wiem. Ale to jest akurat mało ważne. Szwarny Armando znoloz jakiś szczewik przi drzwiach od Plazy. Pokozoł go wszystkim i pedzioł, że ta frelka, kero wciśnie go na swoja szłapa bydzie jego żoną! I że mo zamiar przyjść do kożdej chałpy i do kożdego familoka i prosić wszystkie dziołszki we Rudzie, żeby ten szczewik ubrały.

Cila:

Kożdo dziołszka bydzie go przimierzać?

Macocha:

No ja, kożdo. Ale Ty sie tak niy ciesz, na Twoja szłapa i tak niy wlezie. Bo mosz pęcherze od tych swoich ciasnych laćków.

Narrator:

Cila i tak niy przejmowała się słowami macochy. Czekała na dzień, w kerym szwarny Książę Armando zaklupie do ich drzwi i poprosi ją o przimierzenie szczewika.

Za trzi dni, wele południa naroz ktoś fest zaczął klupać do drzwi. Macocha zerwała się z szeslongu, poprawiła wela, a Hilda i Brunhilda gibko wyłączyły telewizor.

Macocha:

Kto Tam?

Armando:

To jo, szwarny Książę Armando! Czy są tukej jakieś frelki?

Narrator:

Macocha otwarła drzwi i wito go z uśmiechem.

Macocha:

Pewno, że są! Dwie gryfne frelki, moje cery!

Narrator:

Hilda i Brunhilda podleciały do swoij matki, a ta ino im kiwała palcem, żeby ino czegoś głupiego niy pedziały.

Armando:

A mocie jakoś ryczka? Co by się kożdo mogła siednąć, żeby wygodnij było im tyn szczewik przymierzyć.

Macocha:

Ja! Momy ryczka, zarozki bydzie! Cila! Wylyź na chwila z tyj kuchni i przinieś ta ryczka z pod stoła. Dej ja no sam tukej, bo Hilda musi sie siednąć!

Narrator:

Cila nieśmiało wlazła do izby, kaj macocha siedzaiła ze szwarnym Armandem i swoimi cerami. Ale Książę ij niy poznoł. A to z kuli tego, że niy miała na sobie tego klajdu, co na balu. Dała ryczka macosze i polazła nazot smutno do kuchni.

Armando:

Siednij sie sam, dej mi swoja szłapa i zarozki obejrzymy, czyś to Ty jest ta, co mie tak urzekła na balu.

Narrator:

Hilda próbowała oblyc szczewik, cisła z cołkij siły. Poprawiała, wyginała palce, pociła się nad tym chyba z pięć minut. Oroz! Szczewik trzasnął! Rozwalił się na pół i trzy ćwierci! Jako była rozpacz Armanda! Jako była złość macochy i Brunchildy! A jako była gańba Hildy, że mo tako wielko szłpapa!

Armando:

O jerona! Cołki szczewik rozwalony! I co terozki?! Jak jo znojda ta moja ukochano frelka?!

 

(Cila wychodząc z kuchni:)

Cila:

Niy martw się szwarny Książę Armando, znojdziesz swoja frelka. Mosz tukej drugi szczewik, jeszcze niy wszystko stracone.

 

Narrator:

Armando stoł chwila i niy wiedzioł co pedzieć.

Armando:

Mosz drugi szczewik?! Ale skąd? Przeca pod Plazą leżoł ino jedyn...chyba...chyba, że Ty... Ty żeś jest ta moja frelka?! 

Narrator:

Armando chycił Cila za ręka i posadził ja na ryczce. Wraził ij szczewik na szłapa i niy umioł powstrzymać szczęścia w swym sercu.

Armando:

Wreszcie żech Cię znoloz! Przeszoł żech cołko Halemba, Bielszowice, Fryna, Wirek! Kaj jo żech niy był, żeby Cię odnaleźć, już żech chioł na Świętochłowice ciś i do Zabrzo, bo żech myśloł, że Cie niy znojda.

Cila:

Ale jo żech jest sam, czekała żech na Ciebie. Tak, jak Ty czekoł żeś na mie.

Armando:

I kochosz mie, ja?

Cila:

Kochom! Przaja Ci z cołkigo serca!

Narrator:

Macocha i ij cery pobeczały się, bo im smutno było, że tak źle traktowały Cila.

Cila zadzwoniła do swojego ojca, opowiedziała mu o wszystkim szczerze i zaprosiła na wesele.

Od tamtyj pory Cila jest księżniczką swojego szwarnego Księcia Armanda i razem z ij ojcem mieszkają w zamku w Monako.

Macocha i ij cery, cóż, musiały wziąć się za robota same. Hilda zawsze lubiła pojeść maszketów, to znodła się robota w cukierni, na rogu, u starego Rabsztajna. Brunhilda zaczeła robota u Madeja i Wróbla i kulała wuszty. A macocha musiała wyjąć ze szranku swoja kucharsko książka i zaś zacząć robić w doma.

 

I tak to już jest moje kochane dziecka, że jak żeś jest dla kogoś  niydobry i niymiły, to potem mosz  pecha. Dlatego zamiast się wadzić o zabawki, zamiast obrażać się na kolegów i koleżanki trza się grzecznie razem bawić. I słuchać Pani, bo inaczyj ij tyż bydzie smutno i przikro.

 

 

 

 

 

 

 

 

Tekst:

Magdalena Bogacka, Natalia Kąckowska